wtorek, 5 lutego 2013

"Czasem rano trudno mi wstać, chciałoby się leżeć i spać..."

I tak właśnie ostatnio wyglądają moje poranki. Niestety.
Nie mam siły wstać i iść do pracy. Ostatnio moja praca polega na ścieraniu się z gromadką. Po styczniowych, intensywnych dniach, kiedy grupa się rozochociła, gdy dotychczasowe metody zawiodły, zastosowałam ciężką artylerię.Od zeszłego tygodnia wypełniłam im czas do maksimum. Ciągle było coś do zrobienia i absolutnie nie było czasu na zabawę dowolną, czyli wyeliminowałam z życia tę formę wolnego czasu. Zrobiłam to całkowicie świadomie.

W zeszłym tygodniu napisałam na tablicy imiona dzieci, obok przy każdym imieniu narysowałam 6 kwiatuszków. Jest to "Ranking dobrego zachowania" i oczywiście nie wolno im stracić kwiatuszków. Komu się to zdarzy, dostaje dodatkową pracę.




Dziś "zaszczyt" ten dostała Laura. Dziecko pochodzące z wyluzowanej rodziny. Oczywiście nie obeszło się bez symulacji, udawania, że nic nie wie. Często to bardzo komicznie wygląda, gdy ona jako najwyższa i niemalże najstarsza je zupę tak, by wszystko jej wylatywało z łyżki na podłogę, czy ubranie, bo widzi, że pomagam 2,5 latkowi, który tak naprawdę świetnie sobie radzi, ale mimo wszystko korzysta z moich wskazówek co do trzymania łyżki, czy noża i widelca.

Tak. Dzieci korzystają z noża i widelca przy obiedzie :) Po co z góry zakładać, że sobie nie poradzą i na wszelki wypadek nie próbować im dać? Moje dzieciaki świetnie operują nożem, a zawsze w piątki same sobie smarują kanapki.

Kiedyś byłam świadkiem, gdzie dwie siostry (4 i 6 lat) strasznie podnosiły hałas, gdy podałam im normalny "dorosły" talerz, czyli z porcelany, a nie plastikowy z Ikei. To jedno. Potem był lament o sztućce. Dziewczyny miały plastikowe, dzidziusiowe widelczyki, nawet ta starsza i (o zgrozo!) gumowe śliniaczki! I po co to wszystko?

Wracając do moich przedszkolaków, dziś nauczyły się kolejnej litery. Nie zgadzam się z tym, żeby hamować dzieci, bo program mówi co innego i czystym sumieniem wprowadzam litery i uczę czytać, bo dzieciaki tego potrzebują, chcą i proszą o to żeby im pokazać jak daną literkę się pisze.

Znają już a, o i dziś poznały s. Kombinowaliśmy krótkie wyrazy, próbowaliśmy czytać. I wiecie co? Poradziły sobie :) Składamy sylaby i czytamy. Korzystamy z elementarza Mariana Falskiego, który jest ponadczasowy i świetnie się z panem Marianem dogadujemy na tle czytania, a dziś poznawania Asa.

Nigdy nie jest za wcześnie, by uczyć liter. Tylko my, nauczycielki pracujące w przedszkolu mamy zabronione, ponieważ to zostało przypisane do roli nauczycielek w 1-3. Tylko teraz zauważmy, że dziecięcy umysł jest stymulowany przez "dzisiejszy świat" i nie chodzi tu o to by się "wpasować", tylko o to, by nadążyć za tym, czego dzieci potrzebują, nie hamować tego co je w danym momencie interesuje, "bo nie jest na to pora", tylko trzeba złapać bakcyla i wycisnąć z niego możliwie najwięcej. Tak więc mamy teraz popyt na litery w przedszkolu, więc dlaczego mam im ich nie pokazać? Chcą rozwinąć umiejętność czytania, dlaczego im miałabym to uniemożliwić...

Martynka: usiądę kolo pani...
ja: dobrze, siedźmy razem
Martynka: potrzebujemy siebie.
ja: :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz