wtorek, 29 stycznia 2013

"Kolegów dobrych mam, nie jestem nigdy sam...."

Rano.

Lidka wyjmuje spod tyłka Saszy krzesełko, ten upada i drze się wniebogłosy. Sasza nie mówi po polsku. Dopiero się uczy i często nie wie co się wokół niego dzieje. Sasza lubi się bawić z dziećmi, mimo że się średnio dogadują, ale "berka" obie strony łapią w lot. Całe zajście ma miejsce na moich oczach. Sasza wrzeszczy, a Lidka robiąc niewinną minkę krzyczy, że ona tylko chciała TO krzesełko, mimo wielu innych, wolnych. Tłumaczę. Jest ok. 

Gimnastyka, proste ćwiczenia. Sasza przechodzi jeszcze okres adaptacyjny, nie zawsze chce stać w rządku i czekać na swoją kolej. Często robi równolegle z tym, którego kolej, więc wyrabia ponad normę, ale nie zawracam go póki co, on jest uśmiechnięty od ucha do ucha, a ćwiczenia mu nie zaszkodzą, a wręcz są wskazane w jego przypadku. Za chwilę Lidka przerywa ćwiczenie i krzyczy, że nie może robić dalej bo...BO SASZA CHODZI! I co z tego, że Sasza chodzi. Tłumaczę, że tak jak i jej, tak samo innym wolno chodzić po sali. Zezwalam na przemieszczanie się :) 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

"Gdy dzień wstaje i wita świat, ranną porą wstaję i ja..."

6:00. Wyłączyłam budzik, jeszcze trochę mogę poleżeć...i poleżałam do 7.00, a to już ostatni dzwonek, by się ogarnąć i zdążyć na 8.00 do moich przedszkolaków. W całym tym pośpiechu i odwilży, która nam dziś towarzyszyła chyba pierwszy raz w życiu wpadłam w taki całkiem niezły poślizg. Iście filmowo z dumą wyprowadzałam auto. Popisowo. Uwielbiam ekstremalne sytuacje, taka mała miłość odziedziczona od taty.

W przedszkolu był dopiero Olek. Olek jest specyficzny. Buzia aniołka, a charakter...charakter diabła tasmańskiego. Zajęty był budowaniem torów. Słodziak oczywiście spojrzał na mnie, uśmiechnął się tak, że można było sobie wyobrazić zamiast śniegu, spadające cukierki z nieba. Tona cukru. Ale o dzień dobry na głos musiałam się dopominać, bo Oluś nie lubi głośnych przemówień.

niedziela, 27 stycznia 2013

"Ja chodzę tam co dzień, obiadek dobry jem...przedszkole drugim domem jest!"

Przedszkole. Moje mieści się nieco dalej od centrum miasta. Jest małe, nowoczesne. Jeden oddział, dzieci 3-4,5.
Młodsze dzieci, kilkoro po żłobkowych  starsze różnie - dla jednych pierwsza przygoda, a dla innych to drugie przedszkole, bo zostały przeniesione przez rodziców od konkurencji.

Pracuję cały dzień, zajmuję się przedszkolakami, prowadzę zajęcia, "realizuję program" :).

Jest to przedszkole niepubliczne.

Spoglądam przez okno i widzę, jak śnieg łagodnie opada na ziemię, leniwie prószy  Mogłabym tak patrzeć i patrzeć...chciałabym Wam opowiedzieć o tym jak naprawdę wygląda praca z dziećmi. Dla jednych będzie to ostrzeżenie, by omijać szerokim łukiem kierunki na studiach o nazwie edukacja przedszkolna, a dla innych motywator do tego, żeby zmierzyć się ze samym sobą, wytrwać na polu bitwy i wzmocnić swój charakter.